niedziela, 4 marca 2012

Rozdział 6

-" Fuck, fuck, fuck, fuck, fuck!"- pomyślałam w myślach po czym szybko zamknęłam TT. A gdyby Effy to zobaczyła? O Boże, byłaby katastrofa. Załamała by się! Ojej, jest jeszcze coś. Randka z Lou... W co ja się ubiorę?! Wystukałam szybko do niego esemesa:" Hej Lou ;* Wiesz co do naszej randki, w co mam się ubrać? Czy to będzie jakaś uroczysta randka? A może sportowa? Haha daj znać ;)". Nie wiedziałam co robię. Siedziałam tak na kanapie z telefonem w ręku podczas gdy Effy paradowała w te i we tę po naszym małym mieszkanku  w samym ręczniku wokół talii i jednym na głowie, oraz ze słuchawkami w uszach udając że gra na gitarze... Cóż... O esemes... od Lou. "We wszystkim będziesz wyglądać oszałamiająco, ale proponuję coś eleganckiego... do wieczora ;*". O matko! Coś eleganckiego? No to do szafy...

Ok minęły wieki zanim ja i Effy znalazłyśmy coś co było idealne. Lubiłam ten zestaw i wyglądałam w nim bosko! Effy za bardzo za nim nie przepadała uważała że jest brzydki... A co tam! To moja randka! Teraz jeszcze make up i fryzura! To wszystko zajęło nam 4 godziny! Ale warto było! Moja fryzura, make up i oczywiście paznokcie! Wyglądałam bosko! Według mnie... ah ta Effy! Ok jestem gotowa do wyjścia. Już mam wychodzić kiedy ktoś puka do drzwi. Otwieram, a tam Louis! Z dorożką! Była śliczna! Zaprzężona w białe konie, ozdobiona różami, a on w pięknym garniturze z kwiatami w ręku! Marzenie!

- Wyglądasz... ślicznie. - jęknął z zachwytu.
- Dziękuję... ty również... Jaka piękna dorożka! I kwiaty! Nie musiałeś!  zaczęłam.
- Wręcz przeciwnie! Jestem dżentelmenem. A teraz moja piękna pani, zapraszam do dorożki.

Podał mi rękę, pokłonił się i zaprowadził do dorożki, a potem pomógł mi wsiąść. W tych butach było trudno! A kiedy już tak siedzieliśmy, szepnął coś do woźnicy, a ten uradowany popatrzył na mnie, uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym ruszył. Nie wiedziałam gdzie jedziemy. Ale wiedziałam, że Lou jest niesamowity! Pełen wdzięku, uroczy, zabawny, dżentelmen, miły... Ideał! Zdałam sobie sprawę z tego, że na niego nie zasługuję...

- Jesteśmy!  zakrzyknął Lou z entuzjazmem i wysiadł by podać mi rękę.

Byliśmy w jakimś parku, lub na jakiś alejkach. Było pięknie! Księżyc, jezioro i łódki...

- Zapraszam milady... - uśmiechnął się szarmancko i wskazał ręką śliczną łódkę całą zabudowaną oprócz przodu. Podał mi drugą rękę i pomógł wsiąść. Czułam się jak w bajce! Było absolutnie cudownie! Płynęliśmy powoli sącząc szampana i rozmawiając, śmiejąc się i obejmując przyjacielsko. Było tak romantycznie!

- Ach, księżyc jest piękny, a kąpiele przy księżycu podobno odmładzają czy coś takiego... - zaczął Lou powoli spoglądając na mnie... Wiedziałam o co mu chodzi...
 No to popływajmy! - krzyknęłam i zaczęłam się rozbierać. Najpierw kiecka i buty a potem włosy. Zostałam w bieliźnie z resztą ślicznej po czym popatrzyłam się na Lou. Gapił się na mnie jak pies na kawał mięsa.

- Lou!
- Wybacz, wyglądasz tak pięknie, nawet prawie goła i rozczochrana...
- Rozbieraj się i wskakuj!  powiedziałam po czym wskoczyłam do jeziora.

Rozebrał się a jego ciało w świetle księżyca wyglądało cudnie! Pływaliśmy, chlapaliśmy się i śmialiśmy. Było jak w bajce kiedy coś się wydarzyło...

- Nat?! Co ty tu robisz?

To był właśnie ten głos, którego nie chciałam słyszeć, wyjątkowo...

- Nat? Kto to? - zapytał Lou przytulając się do mnie.
- Kto to? Jej najlepszy przyjaciel... jak na teraz to już były...
- Seba nie! Poczekaj! - wrzasnęłam i nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać...

Chciałam się zapaść pod ziemię... Mój Seba... odszedł tak po prostu... Zaraz zwymiotuję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz