środa, 22 lutego 2012

Rozdział 2

Nigdy tego nie zapomnę... Najlepsza chwila w moim życiu, zamieniła się w najgorszą...

- Panie doktorze, co z nim? Wyzdrowieje? Czy nic mu się nie stało? - zapytałam doktora w szpitalu na przedmieściach Londynu.
- Wiesz Natalia, nie mogę teraz określić dokładnego stanu Sebastiana, ale nie wygląda to najlepiej...
- Czy możemy go odwiedzić? - z płaczem zapytała Effy, cały czas pociągając nosem.
- Oczywiście, ale jak na razie jest w stanie śpiączki. Sala numer 309.

Szłyśmy długim, białym korytarzem. W ciszy. Nigdy nie szłyśmy nigdzie w ciszy, ale teraz zdawało się to być normalne. Mijałyśmy starszych ludzi na wózkach oraz młode kobiety i mężczyzn, najczęściej uśmiechniętych. Pewnie kobieta urodziła dziecko, a mężczyzna to mąż. Doszłyśmy do sali 309, a w niej poza Sebastianem siedział ktoś jeszcze, ale nie rozpoznałam tych ludzi od tyłu.

- Znasz tych ludzi Effy?
- Nie, chociaż kojarzę blondynkę obok szafki.
- Effy! Nat! Jak dobrze was widzieć! - znajomy głos dotarł do nas, po czym ktoś nas przytulił. To był Eric.
- To było potworne... - zaczął, ale nie dokończył bo zaczął płakać cicho, tak jakby nie chciał żebyśmy to widziały.
- Jak to się właściwie stało, Eric?  zapytałam trochę drżącym głosem.
 No więc, rozładowywaliśmy sprzęt nagłaśniający (głośniki, kable itp) kiedy został nam ostatni głośnik. Ja i Seba sięgnęliśmy i... to był ułamek sekundy, ja... ja do teraz nie wiem jak to się stało...
- Ale co się stało?! - płacząc Effy zaczęła wrzeszczeć na Erica.
- Seba się zaplątał w kable od głośników. Zaczął upadać i odruchowo złapał się głośnika, a ten się zsunął, i prawie go zmiażdżył. Gdyby nie przyczepka (mały podest na kółkach) już by nie żył, a tak to ma tylko połamaną rękę i trochę żebra.
- O Boże... - szepnęłam tak cicho, że gdyby Effy nie stała tuż obok mnie, trzymając mnie za rękę, to by nie usłyszała.
- Chodźmy Eric. Przynieśmy jej trochę kawy. To ją postawi na nogi. Zaraz wracamy kotek, chcesz to idź do niego. Na pewno by tego chciał...

Oddalili się w ciszy i kiedy zniknęli za zakrętem, dopiero wtedy weszłam do sali. Była cała biała, sterylna i zupełnie cicha. Ludzie siedzący wokół Seby, zaczęli się obracać w moim kierunku. Spostrzegłam jedną znajomą twarz, mamę Seby. Była cała czerwona, blada i we łzach... Teraz, nie ma żadnego mężczyzny w domu, przynajmniej tymczasowo, odkąd jej mąż zostawił ją po narodzinach Seby.

- Natalka! Jak dobrze, że jesteś! - wstała i podbiegła do mnie, po czym wtuliła się w moją bluzę i zaczęła cicho popłakiwać.
- Już dobrze pani Nelson. A co to za ludzie?
 To (wskazała na blondynkę, o której mówiła Effy) jest kuzynka Sebastianka, Marry. A to (wskazała na śliczną rudowłosą dziewczynę) jest jego była dziewczyna, Lucy.

Wtedy coś we mnie pękło. Nie znałam jej za dobrze, ale jeszcze te 4 miesiące temu, była gruba, brzydka i była brunetką. Sebastian był moim najlepszym przyjacielem, ale również był świetnym materiałem na chłopaka. Zawsze mi się podobał, ale nigdy mu tego nie powiedziałam. A teraz może już nie być okazji. Ze strachem w oczach wybiegłam z sali i opędziłam w stronę automatu z piciem i o mały włos nie wpadłam na Effy.

- Co się stało? - zapytała z przejęciem.
- Ona tu jest... Ta dziwka tu jest! - zaczęłam krzyczeć o czym upadłam na ziemię i zaczęłam płakać... Ten dzień to koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz