Siedziałam tak na podłodze, w łzach, a Effy obok mnie, jak zawsze. Kochałam ją za to, że mimo iż nie powiedziałam jej czasem o co mi chodzi, ona wiedziała. Nawet jak byłam smutna, ale nikomu nie mówiłam, ona i tak wiedziała. Przytuliła się do mnie i również zaczęła płakać. Umiała być ze mną smutna, umiała się ze mną cieszyć, płakać, śmiać, żartować. Umiała, po prostu to umiała. Niesamowite jak bardzo byłyśmy do siebie podobne. Obie kochałyśmy psy i obie miałyśmy po dwa < moje, tak wiem duże i pomarszczone, ale kocham te ich mordy. i psiaki Effy. poza tymi dwoma moimi moja mama także miała swojego>, obie kochałyśmy śpiewać i szło nam nie źle, a mimo to, nigdy nie byłyśmy spokrewnione. Ja po prostu...
- Natalko... Effy... Co się stało? - te słowa wymówił mój wujek, Jack. Jest wspaniałym człowiekiem i ulubieńcem tak samo moim jak i Effy.
- Wujku, Sebastian leży z połamanym żebrem i ręką...
- Ah, to dlatego płaczecie... znam go. Świetny chłopak... Pójdę go odwiedzić, a potem skoczymy na lody.
Oddalił się w stronę sali gdzie leżał Seba, a z na przeciwka Eric niósł 3 kubeczki, w tym jeden z mojej ulubionej cukierni. Oczywiście to była również ulubiona cukiernia Effy.
- Macie laski. Na rozgrzanie, gorąca czekolada z podwójną bitą śmietaną, polewą, posypką i... - urwał i zaczął wyjmować coś z kieszeni. - ciastkiem! Smacznego.
- Wow Eric, czekoladowe z karmelem! - krzyknęłam z radością
- Jesteś niezastąpiony Eric! - zaczęła się uśmiechać Effy po czym obie go przytuliłyśmy.
Piliśmy kawę w trójkę na ławce w poczekalni. W ciszy. Nie znosiłam ciszy. Zawsze wróżyła coś niedobrego. Była już 01.23, a my nadal nic nie wiedzieliśmy o Sebie... To mnie dobijało...
- Idę do łazienki, będę za chwilkę. - oznajmiłam i ruszyłam twardo w stronę łazienki.
Zwymiotowałam. Nie jadłam nic od paru godzin, a ta słodka kawa i ciastko, tylko mi zaszkodziły. Podeszłam do umywali i spojrzałam w lustro. To co zobaczyłam było potworne. Rozczochrane włosy, rozmyty makijaż. Nie mogłam na siebie patrzeć... Sięgnęłam do torebki i przebrałam się oraz umyłam. Teraz wyglądałam o wiele lepiej. Włosy ułożone w ładną fryzurę, ciuchy które nie były brudne od podłogi, łez i żalu. Tak, wyglądałam przyzwoicie. Nie malowałam się już, bo po co? I tak zaraz bym się znowu rozpłakała i wszystko by pociekło po policzkach. Nagle zorientowałam się, że jestem w łazience dobre 30 minut. Złapałam torbę i wybiegłam w stronę poczekalni. Dochodziłam już do drzwi kiedy zobaczyłam przez szybę Effy w ramionach Erica. Wyglądali razem tak słodko. Ericowi zawsze podobała się Effy, a teraz siedziała w jego ramionach, przyciśnięta do jego bicepsów. Cóż, przynajmniej jedna pozytywna rzecz się stała tego dnia. Oddaliłam się do stołówki, niech mają trochę czasu dla siebie. Po drodze myślałam nad tym ile to już czasu jestem singlem, kiedy nagle...
- O! Przepraszam pana! Powinnam się patrzeć przed siebie i... Zayn?!
- Hej Nat! - pocałował mnie w policzek na przywitanie - słyszałem, że twój kolega, Sebastian leży tutaj w szpitalu, więc postanowiłem go odwiedzić. Wiesz gdzie leży, co nie? Zaprowadź mnie. - poprosił i posłał mi ten jego uśmiech Nie mogłam odmówić. Udaliśmy się w stronę sali gdzie leżał Seba cały czas uśmiechając się i żartując. Mimo iż się uśmiechałam, pamiętałam, że Seba leży tam poturbowany i pewnie obolały, a ja gadam sobie tu w najlepsze i śmieję się! Byłam na siebie bardzo zła...
Pisz dalej tygrysku :*
OdpowiedzUsuń